Strona:PL Agaton Giller-Opisanie zabajkalskiej krainy w Syberyi t. 1 147.jpeg

Ta strona została przepisana.

do kości, dalekość zbawczego ogniska i ten świat w górze, na dole i ze wszystkich stron biały, wiejący, bez żadnych przedmiotów dla oka, w którym nikt nie wie, gdzie się obrócić, zabija podróżnego, jak piaszczysta burza Sahary. Zawierucha zatrzymuje podróżnych na jednem miejscu nieraz i dzień cały, a czasami dwa i trzy dni ich mrozi; skoro przejdzie, zręczny Syberyak kieruje się bezdrożem po białej płaszczyźnie i dąży niepewny do dalekiej osady, gdzie znajduje pokarm, ciepło i zbawienie.
Po Bożem Narodzeniu mrozy cokolwiek słolgowały, termometr wskazywał 30 i 25 stopni niżej zera; mrozy takie są tu pospolite i za umiarkowane uważane. Około Trzech Króli mrozy dochodzą do największej mocy, lecz tego roku (1856) nie przeszły zwyczajnej liczby 20 i 25 stopni R.; dopiero od 1. do 11. lutego wzmogły się i doszły do 35 stopni. Śniegi, jak to już mówiłem, rzadko padają. Mrzy czasami śnieżny puch w powietrzu, lecz grubości śnieżnej warstwy na ziemi wcale nie podnosi. Słońce nie wysoko wzbija się nad horyzont i świeci przez kilka godzin jak i u nas matowem, łagodnem światłem; promienie jego są obojętne, nie grzeją i śniegu nie tają; zimą odwilży nigdy tu nie bywa.
W końcu lutego przez kilka dni wiatr dął w górach i śnieg pruszył, lecz zaraz pierwszych dni marca powietrze ociepliło się, niebo wyjaśniło, a promienie słoneczne spędzały śnieg z drogi, tak że już 10. marca sanna do reszty popsuła się. Przez cały marzec trwała najpiękniejsza pogoda, jednego tylko dnia padał drobny deszczyk, który zupełnie oczyścił góry ze śniegu. Pomimo pięknych i ciepłych dni, noce są bardzo mroźne, a lód na rzece mocno się trzyma, chociaż woda z gór płynie po nim.
Ostatnich dni marca było kilkanaście gwałtownych wiatrów; osuszyły one mokrą ziemię. W pierwszych dniach kwietnia, według powszechnego zwyczaju w całej Syberyi, zaczęto wypalać zeschłe trawy. Ogień posuwa się z nizin na góry, obejmuje coraz szersze spłazy gruntu, wchodzi do borów i zapala je. Dymią się puszcze, a góry jakby w wulkany zamienione buchają płomieniem; błękitnawy dym zaległ nad szyłkińską doliną i otulił całą okolicę w przezroczystą gazę.