Strona:PL Agaton Giller-Opisanie zabajkalskiej krainy w Syberyi t. 1 199.jpeg

Ta strona została przepisana.

położone, które dają każdemu włóczędze hojne jałmużny, ażeby ochronić się od zemsty. Od wiosny, w przeciągu krótkiego czasu, uciekło z Kary 200 katorżnych, a z Szachtamy jeszcze więcej. Dwa więc tylko miejsca jakąż to liczbę zbrodniarzy wysłały pomiędzy spokojnych ludzi!
Z Dauryi pustej i niegościnnej zbiegi starają się wynieść jak najprędzej, a unikając kozaków i Buriatów, dążą za Bajkał, gdzie są już bezpieczniejsi; tam bowiem wszędzie dają im chłopi jałmużny. Ztamtąd przemykają się do krasnojarskiej i tomskiej gubernii, gdzie ich zwykle wielka liczba przebywa, a dalej, jeźli ich nie połapią i nie odeślą napowrót do Nerczyńska, przedzierają się przez prowincyę tobolską i Ural do Rosyi, zkąd za nowe zbrodnie, pod zmienionemi nazwiskami, powtórnie przybywają do Syberyi.
Jeżeli ze strony katorżnych, a jak ich tu jeszcze pogardliwie nazywają «czołdonów,» widzimy pastwienie i rozbestwienie w zbrodni, z drugiej strony, przyznać musimy, że przesadzony ucisk ich stróżów pobudza ich do występków. Przed kilkunastu dniami uciekł był aresztant z roboty, lecz wkrótce przez kozaków złapanym został w lesie. Kozacy, prowadząc go, bili ustawicznie kolbami, szturchali i mordowali. Zniecierpliwiony i zbity na zrazy aresztant na ulicy w Wierzchniej Karze nachylił się, jak mówią dla podjęcia kija, chociaż miał ręce skrępowane; zgodniejsze z prawdą jest, że niemogąc z powodu ciągłego bicia utrzymać się na nogach, upadł, a oficer w tej chwili zakrzyknął: «Pal!» Kozacy nieusłuchali rozkazu oficera, dopiero za jego powtórzeniem strzelili i kula ugodziła nieszczęśliwego. Na ulicy otoczonego licznym konwojem i skrępowanego, nie można było podejrzywać o zamiar ucieczki, a jedno mimowolne nachylenie się, wywołało śmiertelny dla niego rozkaz
I znowuż: był tu urzędnik Kułakow, który ile razy przybył do miejsca gdzie kopią, nieśli za nim pęki rózg, a jeźli był w kwaśnym humorze lub cokolwiek mu niepodobało się, jednego po drugim, całe gromady robotników kazał smagać rózgami. Nie jednego tak pobił, że prędko potem umierał w lazarecie.