Strona:PL Agaton Giller-Opisanie zabajkalskiej krainy w Syberyi t. 1 207.jpeg

Ta strona została przepisana.

miasto i tytułował go carskim tytułem Wasza Wysokość, (Wieliczestwo); zaprosił go do cerkwi na nabożeństwo, które miało być na cześć jego odprawione, a gdy wychodził z cerkwi resztował go. Naryszkin ze szczytu swojej potęgi nagle spadł przez zdradę, marzenia jego rozprysły się, a sam odwieziony został do Irkucka, gdzie bez straży chodził i poił lud w szynkach, a potem do Petersburga. Wojsko jego długo jeszcze wałęsało się i plądrowało po kraju, aż gdy mu dano i zapewniono amnestyę, rozeszło się do swoich domów; wówczas dopiero pojedynczo każdego karano. Naryszkin nie był karany; dano mu dymisyę, w której powiedziano, że usuwa się z posady naczelnika za rozmaite dziwactwa (szałosti).
Następcą syna chrzestnego Katarzyny był w 1777. roku brygadyer Jan Arszeniewski, syn Benedykta; o nim nic nieumiem powiedzieć.
W Moskwie niema kary śmierci, zniosła ją jeszcze Elżbieta, ale jeżeli władza winnego chce usunąć z tego świata, każe go poty bić pałkami lub knutami, dopóki go niezabiją. przeszłym wieku naczelnicy nerczyńscy dużo takim sposobem ludzi zabijali. Mówią nam o Ryczkowie jako takim zabójcy. Ryczkow należał do światlejszych i wykształceńszych naczelników, ale był przy tem zapamiętały i bardzo surowy. Dobre wspomnienie po sobie zostawił naczelnik Barbott de Marny, Francuz, człowiek światły i łagodny. Naczelnikiem był około 1789—1791. roku. Biblioteka jego, złożona z kilkuset tomów dzieł doborowych, dotąd się przechowała w górnictwie, nie pomnażana od tego czasu. Inni naczelnicy ówcześni byli już to mniejsi, już więksi, ale wszyscy tyrani.
Rządzca kopalni lub huty (uprawliajuszczyj) jest mniejszą figurą urabiającą się na wzór naczelnika. W Kutumarze był niegdyś rządzcą, zdaje się, że w końcu zeszłego wieku, niejaki Mielekin. Był to okrutny urzędnik; mnóstwo ludzi zabił knutami i lubił pastwić się nad swemi ofiarami. Dzieci na jego widok dostawały choroby, a starzy chowali się przed nim po kątach: gdy przechodził przez wieś, żywej duszy nie było na ulicy, bo każdy bał się jego spotkania.
S., (zapomniałem jego nazwisko), adjutant moskiewskiego