ETEOKLES wszedłszy z orszakiem.
Obywatele Kadma! Juścić, że się godzi,
By ten, co, powierzoną mając rufę łodzi,
Losami jej kieruje i, siedząc przy sterze,
Spraw rzeczypospolitej czujnem okiem strzeże,
Zabierał głos, gdy trzeba. Tak się bowiem dzieje,
Że niebios li zasługą szczęśliwe koleje,
Lecz jeśli się, broń Boże, jaka klęska zdarzy,
Ze zgodnych ust mieszkańców spadnie zarzut wraży
Na mnie, Eteoklesa. Ale gród Kadmowy
Obroni Zeus, którego powszechnemi słowy
Obrońcą nazywamy. Lecz, poza tą pieczą,
I waszą, to wam mówię, konieczną jest rzeczą —
I was, którzyście dotąd lat nie dostąpili
Dojrzałych, i was, starce, którym już w tej chwili
Przeminął czas męskości, i was, co jesteście
W rozkwicie sił — gorliwie jąć się w naszem mieście
Obrony bóstw ojczystych, by po dni ostatek
We czci je miano słusznej, i grodu i dziatek
I naszej Matki-Ziemi, Karmicielki drogiéj,
Co, wziąwszy nas w opiekę już wówczas, gdy nogi
Słabemi pełzaliście po świętem jej łonie,