Porozrzucany, opadły, niszczeje
Wszelaki owoc pól:
Skrzętnej żniwiarce oczy przyćmił żal —
Gorycz naokół, ból!
Szkodnica, burza,
Płód naszych łanów porywa i nurza
W odmęcie fal.
Jedyną mają nadzieję
Ci nowi poddani męża,
Co siłą swego oręża
Tak ich pod jarzmo wtłoczył swoje —
Jedyną wiarę, że skończą się znoje,
Ich nędza wszelka,
Gdy śmierć do nich zawita, biednych zbawicielka.
PIERWSZA Z DZIEWIC.
Zda mi się, drużki moje, że z obozowiska
Powraca już wysłannik: świeża wieść nam bliska
Patrzajcie, nóg nie szczędząc, jak wartko tu pędzi.
DRUGA Z DZIEWIC.
I władca, syn Ojdypa, także ku nam bieży,
Od gońca chce zasięgnąć wiadomości świeżej.
I on w wartkim pośpiechu nóg swoich nie szczędzi.
GONIEC.
Donoszę ci o wrogach, jak wszystkom zobaczył,
I którą z nich każdemu bramę los przeznaczył.
U wrótni Projtosowych już się Tydej pali,
Lecz wieszcz mu nie pozwolił przejść Ismenu fali,
Bo źle wypadła wróżba. Więc moc jego wściekła
Szaleje, by smok dziki, któremu dopiekła