Strona:PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu/138

Ta strona została przepisana.

Południa wrząca żagiew. Hańbiącemi słowy
Ojklidę lży, wróżbitę, że wrzawie bojowej
I śmierci tak się łasi, jako tchórz! Tak wrzeszczy,
Tak sierdzi się, mądrości tak urąga wieszczej,
Potrójną trzęsąc kitą szyszaka! Tak warczy,
A dzwonków dźwięk spiżowych, dzwoniących u tarczy.
Rozsiewa przerażenie! Zaś na tej pawęży,
Przedziwnie wyobrażon, strop niebios się pręży,
Płomieniem gwiazd się żarząc, w środku oko nocy,
Wódz gwieździc, złoty księżyc, lśni pełnią swej mocy.
W tej zbroi okazałej Tydej, walki chciwy,
Wyprawia u wód brzegu niepojęte dziwy,
Ni rumak, co, czekając znaku surmy, pianą
Wędzidło obryzguje. Któż z ta niewstrzymaną
Ma zmierzyć się potęgą? Któż go będzie skory
Odeprzeć, gdy Projtowych wrót pękną zawory?
ETEOKLES.
Nie boję się tych ozdób, nie przejmą mnie trwogą
Obrazki! Puste znaki, ran zadać nie mogą.
Dzwoneczki, szumne kitki czem są bez oszczepu?
A one na puklerzu niebieskiego sklepu
Gwieździste wizerunki, owa noc miesięczna,
O której rozpowiadasz, niezbyt to jest wdzięczna
Dla niego dzisiaj wróżba. Bo gdy noc zamroczy
W godzinie ostatecznej gasnące mu oczy,
Przekona się, że obraz, wyrzeźbi on w pawęży,
Prawdziwą stał się nocą. Tej on nie zwycięży!
Sam sobie los wywróżył, co tę pychę zegnie.
Lecz przeciw Tydejowi do walki pobiegnie,
Na rozkaz mój, Astaka mężny syn, stróż wrótni,
Przechwałek nieprzyjaciel, płonych, coraz butniéj