Strona:PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu/144

Ta strona została przepisana.

Na wierzchu wklęsło-krągłej tej ciała zasłony.
Błyszczący strasznie potwór uchwycił w swe szpony
Jednego z Kadmejczyków na znak, że tych właśnie
Ścigają jego bełty. Juścić nie przygaśnie
Panhenopaios w męstwie, sromoty on wojnie,
Ten dumny Arkadyjczyk, nie przyniesie! Hojnie
Obdarzyć pragnie Argos — ojczyzna-ć to nowa
Dla niego —, burząc gród nasz. Co niech bóg zachowa.
ETEOKLES.
Bodaj-że by za wolą spadło na nich bożą
To wszystko, czem nam dzisiaj tak zuchwale grożą,
A bodaj żeby szczeźli wraz z swego języka
Nędznemi przechwałkami! Na Arkadyjczyka
Twojego mam ja męża silnej ręki! Prosty
Bohater, brat tamtego, Aktor. Warg on chłosty
Nie zniesie! Nie dopuści, aby w miasta bramy
Przelała się strumieniem, nie doznawszy tamy,
Ta złość ich urągliwa! Dobrzeć on ustrzeże,
Ażeby nie wkroczyło ono wrogie zwierzę
Wraz z tym, co je tak dumnie dźwiga na swej tarczy.
Nie! nie! Poza murami, śród grotów, zawarczy
W swym gniewie przeciw temu, co je z sobą nosi!
Mój język, gdy bóg zechce, prawdę dzisiaj głosi.
CHÓR.
W łonie mi pęka serce
I włos mi powstaje na głowie,
Gdy słyszę, w jakiej się mowie
Bluźnierczej lubują bluźnierce!
Oby bogowie
Strzały swojemi
Sprzątnęli plemię to z ziemi!