Słuchajcie mnie, wznoszącej modły za tę ziemię!
Oby w Pelasgów krainie
Pożarów nie rozlał rzeki
Śród dzikiej, chutnej, rozpasanej wrzawy
On, Ares krwawy,
Co męże sprząta na cudzym zagonie!
Albowiem lud ten ninie
Wyroki w naszej ferował obronie,
Nie odmawiając części
Nam, biednej rzeszy niewieściej,
Nam, błagającym Zeusowej opieki.
Wszakci swe głosy oddał
Nie za mężami,
Spór lekceważąc kobiet — nie! stanął za nami!
Na Zeusa bacząc, mściciela,
Wszechwidzącego Boga,
Którego ludzka nie pożąda chata —
Tak ją przygniata!
Nas, ród swój krewny, Zeusa błagalnice,
Czcią swą obdziela!
Przyjazne zato ukażą mu lice
Bóstwa; ofiarę gdy złoży
W święconej gontynie bożej,
Ofiara jego będzie im przedroga.
∗
∗ ∗ |
Z ust, ocienionych różdżką,
Niechaj nam dzisiaj korne wzlecą modły,
By grodu nie wyludniła
Zarazy siła!
By bunty, skrwawiwszy jego łany,