Strona:PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu/370

Ta strona została przepisana.

Przyszedłszy, widzę jasno, gorzkie łzy dziś leję,
Mający to przed sobą. Rodu mego dzieje,
Cierpienia jego wszystkie stają mi przed oczy
I serce mi ten straszny jad zwycięstwa tłoczy.
CHÓR.
Któż w życiu tem spokojny miewał dach?
Któż się uchronił win i plam?
Ach, ach!
Dzień każdy nowy ból gotuje nam.
ORESTES.
Jak skończy się to wszystko, czy wiecie? Ja nie wiem.
Wyskoczył z toru zaprząg mej duszy zarzewiem
Pędzony gdzieś na oślep. Cugle mi wypadły
Z rąk. W sercu przeraźliwą nuci strach pobladły
Melodyę, serce w dziki pogania mi taniec!
Słuchajcie, przyjaciele! Nim jeszcze skazanec
Utraci wszystkie zmysły, powiedzieć wam pragnie,
Że mord na matce spełnił według praw! Na bagnie,
Na bogów tej ohydzie, na ojca przeklętej,
Nikczemnej morderczyni! Sam Loksyasz, święty
Wróżbita, pchnął mnie k’temu. Wzywam go na sędzię.
W wyroczni rzekł mi swojej, że nikt mnie nie będzie
Obwiniał, gdy to spełnię. Lecz jeśliby miała
Zawahać się ma ręka, ludzkich myśli strzała,
Chociażby najostrzejsza, nie wniknie do sedna
Tych kar, które ma znosić moja dusza biedna.
A teraz — czy widzicie ten pokutny wieniec
I różdżkę tę oliwną? Idę, potępieniec,
O łaskę błagający, tam, do pępka ziemi,
Co schronu Loksyasza, gdzie iskry wiecznemi
Wybucha ogień boży. Od mej krwawej winy