Strona:PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu/380

Ta strona została przepisana.

Spostrzegłam to wyraźnie. A przy nim — o dziwie!
Czyż język mój tę grozę opisać wydoła? —
Na krzesłach pełno kobiet uśpionych dokoła,
Nie kobiet, raczej Gorgon straszliwe zebranie,
A przecież i nie Gorgon: Patrzałam-ci na nie
W obrazie, jak ich ciżba wszelką strawę kradła
Ze stołu Fineusza. Te zasię widziadła
Bez skrzydeł są, acz równie ohydne i czarne,
Od stóp do głów, na ciele. Wstrętu nie ogarnę
Oddechów ich chrapliwych! Z oczu jad im ciecze,
A strój ich jest-ci taki, że ni w progi człecze
Zawitać w nim, ni stanąć przed oblicze boże.
Podobnych nie widziałam na całym przestworze
I nie ma ludu w świecie, coby, takie plemię
Żywiący, nie żałował: zbyt to ciężkie brzemię!
Lecz wszystko-ć ja to zdaję na pana świątyni:
Wszechmocny niech Loksyasz, jak zechce, tak czyni;
Na wszystko on ma leki w swym świętym rozumie
I każdą z cudzych domów winę zmywać umie.

Otwiera się ściana tylna: widać wnętrze świątyni; w środku pępek ziemi, z głazu wykuty stożek, owinięty wełnianymi paskami. Przy nim na krześle siedzi ORESTES, z mieczem w jednej, z gałązką oliwną, owiniętą wełnianym pasem, w drugiej. Naokoło mego śpią ERYNIE, straszne, czarniawe postacie niewieście, z ciemnozielonemi, ociekającemi oczami. Przy Orestesie staje APOLLON o jasnych kędziorach, w długiej, ze wszystkich stron zapiętej, fałdzistej szacie. U boku ma kołczan, w ręku łuk.

APOLLON.
Przenigdy nie odmówięci możnej opieki;
Twym stróżem zawsze będę, blizki czy daleki,