Strona:PL Ajschylos - Cztery dramaty.djvu/43

Ta strona została przepisana.

Do Pyto i Dodony słał-ci mnogie posły
Mój rodzic, by mu stamtąd wiadomość przyniosły,
Co czynić, co ma mówić, chcący przyjaźń bogów
Zachować po dni swoje. Od świątynnych progów
Wracali ci wysłańce, przynosząc wyrocznie
Niejasne, zagadkowe. Lecz lnach nie spocznie,
Dopóki wyraźnego nie zyszcze rozkazu,
Ażeby mnie za próg swój wypędził od razu,
Za krańce swej dziedziny: na okrajach ziemi
Mam tułać się, tak słowy rzekł mi okrutnemi,
Bo jeśliby nie wygnał, jest-ci Zeus na niebie,
Co gromem swym ród cały w popiele pogrzebie.
Posłuszny wyrocznemu parciu Loksyasza,
Z rozpaczą mnie, rozpaczy pełną, precz wypłasza:
Przemocy uległ bożej, bo komuż to sprostać
Wędzidłu Zeusowemu? W te tropy ma postać
Zmieniła się i duch mój; z rogami na czole —
Spojrzyjcie, jak wyglądam! — popędziłam w pole,
Szaleństwa żądłem kłuta. By podmuch zawiei,
Do wzgórz mknęłam lernejskich, do źródlisk Kerchnei,
A za mną, w trop śledzący wszystkie moje kroki,
Biegł Argos, pasterz wołów, syn ziemi stuoki —
Odebrał-ci mu życie los niespodziewany,
Lecz ja się błąkać muszę. Tak z łanów na łany
Bogini mściwym biczem bez tchu mnie popędza!
Słyszałeś teraz wszystko, wiesz, jaka ma nędza,
Więc jeśli możesz wskazać, co jeszcze mnie czeka,
To mów — lecz tylko prawdę! Litości daleka
Niech będzie twoja wieszczba. Najgorszej boć znamię
Choroby, jeśli słowo w naszych uściech kłamie.
CHÓR.
Ach! ach! Umilknij! stój!