W znękanej piersi mej
Strwożone serce się tłucze
Bez tchów! bez tchów!
Źrenice krwawy zasłania mi bluzg!
Uciekam! Pędzę!
Precz za mej drogi koleje
Burze rzucają mnie krucze!
Język kołczeje,
Zwichrzonych zamęt słów
O straszną rozbija się nędzę!
CHÓR.
Mędrzec to, mędrzec olbrzymi,
Co pierwszy rozważył w swej duszy
I pierwszy tę myśl zamknął w słowa,
Ze w związku li równych z równymi
Szczęście się chowa!
Więc jeśli uniknąć masz zguby,
Nie chcesz się spotkać z zawodem,
Nie wchodź przenigdy w śluby
Z tym, co bogactwem się puszy,
Albo się chełpi swym rodem.
Nigdy, przenigdy, o, proszę,
Nie dajcie mi, Mojry, by kiedy
Miał Zeus mnie przywołać w swe łoże!
I z innym też z niebian rozkosze
Dzielić się trwożę!
Bo jakiż to ból we mnie wzbiera
Na widok dziewicy Iony!
Okrutnie zamęcza ją Hera,