Ni bóg, ni człek, ni żadne zwierzę się nie spara
Z tym rodem. Zła to gońce, spłodziła je Kara,
A gniazdo mają w mrokach podziemnego Piekła:
Niebiosa odtrąciły, ziemia się wyrzekła
Tych gadzin. Lecz ty musisz uciekać przed niemi,
Bez końca, bez wytchnienia. Po obszarach ziemi
Trop w trop cię gonić będą, gdziekolwiek się ruszy
Twa stopa; i na morzu nie ujdziesz katuszy,
Śród miast, oblanych falą. Nie spoczniesz, biegunie,
Aż zajdziesz w gród Pallady[1]. Tam do stóp jej runie
Twa postać, tam jej posąg obejmą twe dłonie,
Tam ja cię wobec sędziów surowych obronię;
Przeze mnie już na zawsze odbiegną cię znoje,
Bo matkę wszak zabiłeś na rozkazy moje!
ORESTES: (wychodzi z świątyni, rózgę oliwną zostawił, miecz schował do pochew)
O władco Apollinie! Sprawiedliwe słowa
Wymawiasz — niech też będzie do czynu gotowa
Twa ręka! Obiecałeś, tak mnie zbaw z tej matni!
APOLLO:
Miej wiarę! Zbądź się trwogi! O ty, płodzie bratni
Ojcowskiej krwi, Hermesie! Weź go w swoją strażę,
Boć słusznie zwiesz się stróżem, po świata obszarze
Ty czujny wędrowniku![2] Tobie ja go zlecę:
Do ludzi gdy zapuka, oddań twej opiece,
Zeus uczci prośby twoje, i otworzą ludzie.
KLITAJMESTRA: (do Erynij)
Co? Śpicie? Czyż się godzi, gdy ja w takim trudzie?
W obliczu wszystkich zmarłych przez was opuszczona,
Wstyd znoszę nieustanny, morderczyni-żona!