Umarli wstyd mój znają! Samotnie-ć ja chodzę,
Wyklęta z ich szeregu[1]. To wam mówię: srodze
Ma wina mnie przygniata. Lecz ja, któram w sposób
Tak straszny ucierpiała od najdroższych osób,
Nie widzę, by ktoś z bogów bronił mego prawa,
By dłonie matkobójcze zmogła pomsta krwawa.
O, popatrz na tę ranę! Zobaczysz, boć przednie
Są oczy twego ducha, gdy drzemiesz; zaś we dnie
Leniwie ścigasz Doli ofiarę. Bogatą
Niejedną jam was godnie żywiła obiatą,
Bez wina[2], czystą, hojną; niejedną wam kładę,
Bywało, karm’ po nocy; sowitą biesiadę
Przy mojem gotowałam ognisku, na którą
Bóstw innych nie prosimy — za wszystko ponurą
Niewdzięczność tylko sprzątam, a on, niby sarna,
Z rąk waszych się wymyka. Sieć to była marna:
Wyskoczył z niej, ucieka, drwi z waszej gonitwy.
Dla dobra mojej duszy słuchajcie modlitwy,
Zerwijcie się, wy groźne podziemi boginie —
To widmo Klitajmestry rozbudza was ninie.
CHÓR (wzdycha)
KLITAJMESTRA:
Ty wzdychasz, a on uciekł, wymknął się co prędzej,
Bo tylko mnie przychylnych zabrakło w tej nędzy.
CHÓR (wzdycha)
KLITAJMESTRA:
Sen twardy masz, nie czujesz mej boleści rzadkiej:
Orestes, matkobójca, uciekł pomście matki!
CHÓR (jęczy)
KLITAJMESTRA:
Co? Jęczysz? Jęczysz we śnie? Zerwij się na nogi!
Bo któż ma, jeśli nie ty, spełnić czyn złowrogi!?
CHÓR (jęczy)
Strona:PL Ajschylos - Oresteja III Święto pojednania.djvu/12
Ta strona została przepisana.