Nie strach, lecz dziw mym oczom. Pytam się: a coście
Za jedni? Ku wam wszystkim zwracam się i k’tobie,
Człowieku, który siedzisz w smutku i żałobie
Przy moim tu obrazie, i k’wam, które macie
Przedziwne, niepodobne niczemu postacie,
Gdyż ani takich bogiń nie widzą-ci bóstwa
W swem gronie, ni też ludzie śród swych plemion mnóstwa.
Lecz tylko serce, zacnej pozbawione cnoty,
Lżyć może swoich bliźnich za ciężar brzydoty.
CHÓR: Odpowiem, córko Zeusa, słowy ci krótkiemi:
Straszliwe dzieci Nocy jesteśmy; z podziemi,
Z dziedzin naszych, nazwisko klątw myśmy wyniosły.
ATENA:
Więc ród wasz znam i imię. Lecz czegoście posły?
PRZODOWNICA CHÓRU:
Co tchu i godność poznasz.
ATENA: Poznam, nie inaczej,
Jeżeli ktoś mi wszystko jasno wytłumaczy.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Precz z domu wypędzamy mężobójców plemię.
ATENA: A gdzież uciekać mają? Gdzie, na jaką ziemię?
PRZODOWNICA CHÓRU:
Gdzie radość nie przyświeca, morderca ucieka[1].
ATENA: Ścigacie w ten sam sposób i tego człowieka?
PRZODOWNICA CHÓRU:
Na matce swojej własnej mord popełnił krwawy.
ATENA: Czy zabił przymuszony? Czy z jakiej obawy?
PRZODOWNICA CHÓRU:
By matkę zamordować, możeż być przyczyna?
ATENA: Ja-ć słyszę tylko ciebie, lecz nie słyszę syna.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Przysięgi nie zażąda, ani jej nie złoży![2]
ATENA:
Chcesz zwać się sprawiedliwą, ale czyn cię trwoży.
Strona:PL Ajschylos - Oresteja III Święto pojednania.djvu/25
Ta strona została przepisana.