Strona:PL Ajschylos - Oresteja III Święto pojednania.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Tak zawsze niechaj będzie! W ciszę ty się okuj,
Narodzie, gdy sędziowie twoi się zgromadzą,
By godnie wyrokować swą sędziowską władzą!

(zjawia się APOLLO i zajmuje miejsce obok Orestesa)

Wszechmożny Apollinie, panuj, gdzie-ć wypada —
Lecz tutaj pocoś przyszedł? Potrzebnaż twa rada?
APOLLO:
Przychodzę jako świadek, albowiem w mym domu
Opieki szukał mąż ten. Jam go też ze sromu
Oczyścił, zawsze gotów do jego obrony.
Zjawiłem się tu również jako oskarżony,
Współwinny mordu matki, współwinny tej zbrodni.
Ty o tem w swej mądrości rozstrzygaj najgodniej!
ATENA: (do skarżących)
Wy pierwsze głos zabierzcie! Zagajam zebranie.
Odrazu oskarżyciel, gdy przed sądem stanie,
Najlepiej go pouczy o oskarżeń treści.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Nas wiele jest. Lecz krótko język mój obwieści,
Co trzeba. Na me słowa odpowiadaj słowy
Skoremi: matkę-ś zabił? Czyś przyznać gotowy?
ORESTES:
Zabiłem. I nie przeczę; nikogom nie zwodził.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Trzykrotnym mierzę ciosem — pierwszy już ugodził.
ORESTES:
Ja-ć dotąd niepowalon, za wczesna twa radość.
PRZODOWNICA CHÓRU:
A w jakiś zabił sposób? Mów, uczyń mi zadość!
ORESTES:
Przerżnąłem gardło mieczem — tą ręką, powiadam.
PRZODOWNICA CHÓRU:
Kto popchnął cię ku temu? Dowiedzieć się radam.