Strona:PL Ajschylos - Oresteja II Ofiary.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

By nikt nas nie posądził o wspólnictwo w winie.
Zapewne już ta walka rozstrzygła się ninie.

(CHÓR znika w jednej z bram; scena pusta; noc. Z drzwi środkowych wybiega jeden z sług i puka do pokoju Klitajmestry)

SŁUGA:
O biada! Pan mój zabit! Zabiła go zdrada!
Raz jeszcze wołam: biada! I po trzykroć biada!
Już niema Ajgistosa!... Otworzyć! Hej! Prędzej!
Niezbędna wszelka pomoc w tej straszliwej nędzy!
Otworzyć i niewieście pokoje! Lecz, boże,
Zmarłemu na co zda się?!... Nic już nie pomoże!
Hej! Hej!
Pogłuchły, czy posnęły?... Daremne wołanie...
Gdzie jesteś, Klitajmestro?! Czy nikt tam nie wstanie?!
Co robić? Ach, nieszczęście będziem mieli nowe!
Miecz pomsty, zda się, spadnie i na pani głowę!
KLITAJMESTRA: (wychodzi z izby)
Co znaczą te hałasy?... Co trapisz kobiety?
SŁUGA: Umarli, mówię, żywych mordują! O rety!
KLITAJMESTRA:
Rozumiem już zagadkę!... Boże!... Łotry! Zbóje!
My zdradą mordowali, zdrada nas morduje!
Podajcie mi siekierę! Gdzie mordu narzędzie?!
Zobaczę, kto tu padnie, kto zwycięzcą będzie!

(Sługa biegnie na pokoje kobiece; ORESTES wychodzi z drzwi głównych, za nim PYLADES; podczas następnych wierszy drzwi pozostają otwarte; widać przez nie zwłoki Ajgistosa)

ORESTES:
Ha, jesteś! Ciebie szukam! Tamten ma za swoje!
KLITAJMESTRA:
Zabity mój Ajgistos!... Jak ja się ukoję!