Posępnem taki poseł do swoich przybieży,
Złą wieścią obładowan, czyż go nie należy
Powitać straszną pieśnią Erynij[1]? Lecz jeśli,
Przybywszy, swoim ziomkom ucieszonym skreśli
Szczęśliwy obrót walki, jakżeż ma on wtedy
Rzecz dobrą łączyć razem z grozą krwawej biedy,
Zmuszony przypominać, jaka burza sroga
Spłynęła na Achajów nie bez gniewu boga?
Tak, ogień razem z wodą, dwa żywioły sprzeczne,
Kłócące się wzajemnie, tym razem w bezpieczne
Przymierze weszły z sobą, aby wspólną mocą
Nieszczęsne zgnieść Argiwy. Zguba przyszła nocą.
Od Tracji zadął wicher[2] i począł okręty
Rozbijać o okręty. Orkan niepojęty,
Smagając rozhukane fale biczem gradu
I deszczu, porwał statek i zgubił bez śladu
W pomrokach. Lecz, gdy słońce zabłysło w przestworze,
Egejskie myśmy wówczas zobaczyli morze,
Osiane kwiatem trupów i floty szczątkami.
My tylko uszli cało. Jakiś bóg nad nami
Zlitował się, nie człowiek, po odmęcie wody
Na tramie ocalałym uniósł nas bez szkody —
Wyżebrał nas, czy wykradł. Szczęście nam przy sterze
Usiadło, że ni fala nasze kotwie[3] bierze,
Ni rzuca nas ze statkiem na wybrzeżne skały.
Lecz, choć uszliśmy z życiem, przecież dzień nas biały
Radością nie napełniał, owszem, troski nowe
O wojsko rozpierzchnięte obległy nam głowę.
Ktokolwiek z nich żyw jeszcze, o tem tylko baczy,
Że myśmy potraceni. Możeż być inaczej?
I my tak samo o nich myślimy tej chwili.
Bodajby jak najlepiej bogowie zrządzili
To wszystko! Ale wierzaj, że z tej gorzkiej nędzy
Pierwszego Menelaja powitasz co prędzej,
Strona:PL Ajschylos - Oresteja I Agamemnon.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.