o Małgorzatę, gdyż dedykacya książki, podróż młodzieńca, jego chęć posiadania tej książki — podniecały moją ciekawość, lecz lękałem się, by przez pytania nie pokazać się człowiekiem, który dlatego nie przyjął pieniędzy, by miał prawo wtrącania się w jego sprawy.
Odgadł jednak myśl moją i rzekł:
— Czytałeś pan tę książkę?
— Całkowicie.
— Cóż pan myślisz o tych dwóch wierszach, które tu napisałem?
— Zrozumiałem odrazu, że w pańskich oczach biedna dziewczyna, której dałeś tę książkę, występuje ze zwyczajnej kategoryi, bo nie chcę widzieć w tych wyrazach pospolitego komplementu.
— I miałeś pan słuszność. Dziewczyna ta to anioł. Przeczytaj pan ten oto list.
I podał mi papier, który musiał być nieraz odczytywanym. Otworzyłem go, oto co w nim było:
„Mój drogi Armandzie; otrzymałam twój list, jesteś dobrym i dziękuję za to Bogu. Tak, mój przyjacielu, jestem chora i to chora nie na żarty, lecz zajęcie twoje mną, jakie dotąd okazujesz, zmniejsza o połowę moje cierpienia. Już bezwątpienia nie będę tak długo żyła, bym miała szczęście uściśnięcia ręki, która napisała ten dobry list, jaki przed chwilą otrzymałam, a którego wyrazy byłyby mię zapewne wyleczyły, gdyby cokolwiek wyleczyć mię mogło. Nie zobaczę cię już, gdyż jestem bardzo blizką śmierci a setki mil dzielą cię odemnie. Biedny przyjacielu!
Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.