łość a więc i boleść, i mówiłem sobie, że wraz z jej śmiercią zapomniał o przyrzeczeniu odwiedzenia mię znowu.
Przypuszczenie to mogłoby być prawdopodobnem względem kogo innego, lecz w rozpaczy Armanda był pewien akcent szczerości i, przechodząc z jednej ostateczności w drugą, wyobrażałem sobie, że zmartwienie zmieniło się w chorobę, i jeśli nie miałem od niego żadnych wieści, to z tego powodu, że był chory a może już umarł.
Pomimowoli interesował mię ten młody człowiek. Być może, że w tem interesowaniu się była pewna doza egoizmu; być może, żem dostrzegł w tej boleści rzewne dzieje serca, nakoniec może dla niepokoju, jakim natchnęło mię milczenie Armanda.
Ponieważ pan Duval nie przychodził do mnie, więc postanowiłem sam iść do niego. Łatwo było znaleźć jakikolwiek pretekst — na nieszczęście nie wiedziałem jego adresu i nikt, kogokolwiek pytałem się o to, nie mógł mię objaśnić.
Udałem się na ulicę d’Antin. Być może, iż stróż Małgorzaty wiedział, gdzie mieszka Armand. Niestety, był tam nowy stróż, który podobnie jak ja nic nie wiedział. Począłem się więc dopytywać o cmentarz, na którym pochowano pannę Gautier. Był to cmentarz Monmartre.
Tam, urzędnik otworzył wielką księgę, gdzie są zapisani wszyscy, wchodzący w to ostatnie schronienie i opowiedział mi, że w istocie 22 lutego, w południe, została pochowaną kobieta tego nazwiska.
Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.