Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.
VII.


Tego rodzaju choroby jak ta, której uległ Armand, mają to do siebie, że albo zabijają na miejscu, albo pozwalają się zwyciężyć bardzo szybko.
W dwa tygodnie po wypadkach, które opowiedziałem, Armand zupełnie przychodził do siebie i byliśmy związani ze sobą ścisłą przyjaźnią. Prawie całkiem nie opuszczałem pokoju przez cały czas jego choroby.
Wiosna rozsypała szczodrą ręką kwiaty, liście, ptastwo, śpiewki i okno mego przyjaciela roztworzyło się wesoło na ogród, którego zdrowe powietrze aż do nas płynęło.
Lekarz pozwalał mu wstawać i częstokroć siadaliśmy przy oknie otwartem, w godzinach największego ciepła słonecznego, to jest od południa do drugiej, gwarząc ze sobą.
Strzegłem się rozmowy o Małgorzacie, lękając się zawsze, by to imię nie obudziło smutnych wspomnień, uśpionych pod pozorną spokojnością, atoli Armand zdawał się znajdować przyjemność w mówieniu o niej nie tak jak dawniej ze łzami w oczach, lecz ze słodkim uśmiechem, aż nadto pokazującym stan jego ducha.