Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.


— Bądźcobądź jednak — ciągnął dalej Armand — będąc jeszcze serdecznie zakochanym, czułem się silniejszym, niż dawniej i dlatego chciałem się widzieć z Małgorzatą, by pokazać, że jestem wyższy od niej.
Ile to dróg kreśli sobie serce, ile rozumowań tworzy, by dojść do upragnionego celu!
Nie mogłem już dłużej pozostawać w korytarzu i wróciłem na moje miejsce, rzucając wzrokiem szybko po sali i chcąc spostrzedz, w której była loży.
Siedziała sama jedna w loży parterowej. Była zmieniona, jakiem ci to już powiedział; na jej ustach nie wieszał się dawniejszy uśmiech. Cierpiała i cierpi jeszcze.
Chociaż to już było w kwietniu, ubrana była jak gdyby w zimie i cała okryta aksamitami.
Patrzałem na nią tak uparcie, że w końcu zwróciło to jej uwagę.
Spoglądała na mnie przez czas jakiś i chcąc mnie widzieć lepiej, wzięła lornetkę i zdawało jej się widać, że mnie poznaje, nie mogąc przypomnieć sobie tylko kto jestem, gdyż położywszy lornetkę, uśmiech, to czarowne