gdyż pomimo szyderczego uśmiechu, wieszającego się na ustach Małgorzaty, przez cały ciąg tej rozmowy, zdawało mi się, że poczyna ona dzielić me wzruszenie i że się zbliża od tak dawna oczekiwana chwila.
— A książę?
— Jaki książe?
— Mój stary zadrośnik.
— Nie będzie wiedział o niczem.
— A jeśli się dowie?
— To ci przebaczy.
— O nie, porzuci mnie i cóż się wtedy ze mną stanie?
— Narażasz się nieraz na to porzucenie.
— Zkądże to wiesz?
— Z dzisiejszego polecenia, by nikogo nie wpuszczano do ciebie.
— To prawda, ale on jest moim szczerym przyjacielem.
— O którego nie dbasz, zamykając przed nim drzwi o tej godzinie.
— Nie powinieneś mi tego wyrzucać, bo dla ciebie to zrobiłam, dla ciebie i twego przyjaciela.
Powoli zbliżyłem się do Małgorzaty, objąłem rękami jej kibić i czułem bicie jej drobnego serca pod moją dłonią.
— Żebyś ty wiedziała, jak ja cię kocham — szepnąłem.
— Czy na prawdę?
— Przysięgam ci!
— No, jeśli mi przyrzeczesz, że będziesz spełniał
Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.