O siódmej byłem w Vaudeville’u!
Nigdym jeszcze tak wcześnie nie wszedł do teatru. Wszystkie loże zapełniły się powoli. Jedna tylko pozostała próżną.
Na początku trzeciego aktu usłyszałem otwierające się drzwi w tej loży, na którą prawie ciągle miałem zwrócone oczy i Małgorzata zjawiła się.
Natychmiast podeszła naprzód, spojrzała po parterze, dostrzegła mnie i podziękowała mi wzrokiem.
Była cudnie piękną tego wieczoru.
Czy ja byłem przyczyną tej kokieteryi? Czyżby mnie tak kochała, żeby aż sądziła, iż o ile ją znajdę piękniejszą, o tyle też będę szczęśliwszy! Niewiedziałem tego, lecz jeżeli taki miała zamiar, osiągnęła go, gdyż jak tylko się pokazała, głowy wszystkich zwróciły się na nią a nawet grający aktor spojrzał na tę, która tak wzburzała widzów samem zjawieniem się swojem.
A ja miałem klucz od mieszkania tej kobiety i za trzy lub cztery godziny, miała ona znów należeć do mnie!
Potępiają zwykle tych, którzy się rujnują dla aktorek i kobiet utrzymywanych; co do mnie, dziwi mnie to bardzo, że dla nich nie popełniają tysiąc razy więcej szaleństw. Trzeba żyć tak jak ja, tem życiem, by wiedzieć jak małe, codzienne próżnostki burzą się w tych sercach i jak miłość w mężczyźnie wre i kipi co chwila.
Prudencya i jakiś mężczyzna, którym był hrabia G. zasiedli także w loży.
Na jego widok zimno przebiegło mi po sercu.
Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.