w dobrodziejstwach tylko takich, które ja sam poczynam i wykonuję sam.
— Co to znaczy?
— To znaczy, że podejrzewam bardzo pana hrabiego de G., iż jest twoim sprzymierzeńcem w tej szczęśliwej kombinacyi, której ja całkiem nie przyjmuję.
— Jesteś dzieckiem, sądziłam, że mnie kochasz, omyliłam się — to trudno!
To mówiąc, wstała, otworzyła fortepian i poczęła grać „l’Invitation à la valse”, aż do tego sławnego pasażu, na którym zawsze się zatrzymywała.
Czy to było jej zwyczajem, czy też dlatego, żeby mi przypomnieć dzień, w którym poznaliśmy się? Wiem tylko tyle, że melodya ta obudziła we mnie wspomnienia i, zbliżywszy się, wziąłem jej głowę w moje ręce i całowałem.
— Przebaczasz mi? — rzekłem.
— Przecież widzisz — odrzekła — lecz patrzaj, jesteśmy ze sobą dopiero dwa dni a już mam ci coś do przebaczenia. Źle dotrzymujesz twej obietnicy ślepego posłuszeństwa...
— Cóż chcesz, Małgorzato, kocham cię bardzo i jestem zazdrosny o najmniejszą myśl twoją. To, coś mi przed chwilą proponowała, mogłoby mnie serdecznie uradować, lecz tajemnica, okrywająca wykonanie tego projektu, ściska mi serce.
— No, pomówmy trochę — rzekła, biorąc mnie za obie ręce i patrząc na mnie ze swym czarującym u-
Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.