wało mi takowy i kiedy o ósmej służący wszedł do mnie, oddałem mu, żeby go zaraz odniósł podług adresu.
— Czy czekać mam na odpowiedź? — zapytał mi się Józef (mój służący nazywałsię Józef, jak wszyscy służący).
— Gdyby cię spytano, czy trzeba odpowiedzi, powiesz, że nie wiesz i będziesz czekał.
Uczepiłem się nadziei, że mi odpowie,
Jakżeśmy biedni i słabi!
Przez cały czas nieobecności służącego, ulegałem silnemu niepokojowi. To przypominając sobie w jaki sposób Małgorzata mi się oddała, pytałem siebie, jakiem prawem piszę do niej list impertynecki, kiedy ona może mi odpowiedzieć, że to nie pan de G. mnie oszukiwał, ale ja jego, rozumowanie, pozwalające wielu kobietom mieć kilku kochanków — to znów, powołując się na jej przysięgi, usiłowałem się przekonać, że mój list był nadto łagodnym i że niema tam wyrazu, którymbym odpowiednio ukarał kobietę, drwiącą z takiej jak moja miłości. Nakoniec, mówiłem sobie, że byłbym lepiej zrobił, nie pisząc do niej, lecz że trzeba było iść podczas dnia i tym sposobem ubawiłbym się łzami przez nią wylanemi.
Wreszcie zadawałem sobie pytanie, co mi odpowie, gotów z góry uwierzyć jej wymówkom.
Józef powrócił.
— No i cóż? — spytałem go.
— Proszę pana — odrzekł — pani jeszcze spała, lecz jak tylko zadzwoni, oddadzą jej list a odpowiedź, jeśli będzie, przyniosą.
Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.