— Spała!
Dwadzieścia razy chciałem posłać i odebrać ten list, lecz mówiłem sobie zawsze:
— Już go zapewne oddano i gdybym odebrał, wyglądałoby to, że żałuję.
Im bardziej zbliżała się godzina, w której prawdopodobnie powinnaby mi odpowiedzieć, tem więcej żałowałem mego kroku.
Dziesiąta, jedenasta, dwunasta wybiła.
W południe chciałem iść na schadzkę, jak gdyby nic nie zaszło. Nakoniec nie wiedziałem co robić, by wyjść z zaklętego koła, w które wstąpiłem.
O pierwszej jeszcze czekałem.
Wówczas zdawało mi się jak wszystkim ludziom czekającym z niespokojnością, że jeśli wyjdę na chwilę, po powrocie zastanę odpowiedź. Odpowiedzi takie przychodzą zwykle wtedy, kiedy się nie jest w domu.
Wyszedłem więc pod pozorem śniadania.
Zamiast iść na śniadanie do „Café Foy” na rogu bulwaru jak zwykle, wolałem jeść w Palais-Royal i przechedzić przez ulicę d’Antin. Ilekroć spostrzegłem zdaleka jaką kobietę, zdawało mi się, że widzę Ninę niosącą odpowiedź. Przeszedłem ulicę d’Antin nie spotkawszy nawet komisyonera. Przybyłem do Palais-Royal i wstąpiłem do Veryego. Garson dawał mi co chciał, bom nic nie jadł.
Pomimoli miałem oczy bezustannie wlepione w wskazówki zegara.
Powróciłem do domu z tem przekonaniem, że zastanę list od Małgorzaty.
Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.