— A gdybym do niej napisał, prosząc o przebaczenie?
— Strzeż się, bo ci przebaczy.
Byłem gotów uściskać Prudencyę.
W kwadrans później, powróciłem do domu i napisałem do Małgorzaty te słowa:
„Któś, co sobie wyrzuca list wczoraj napisany, ktoś który jutro odjedzie, jeśli mu pani nie przebaczysz, chciałby wiedzieć, o której godzinie może u stóp twoich złożyć swe zgryzoty.
„Kiedy panią znajdzie samą? Gdyż pojmujesz to zapewne, że spowiedź winna być bez świadków”.
Rodzaj ten madrygału ułożyłem prozą i posłałem go przez Józefa, który oddał list we własne ręce Małgorzaty. Odpowiedziała mu, że później odpisze.
Wyszedłszy tylko na chwilę na obiad; o jedenastej wieczorem nie było jeszcze odpowiedzi.
Postanowiłem więc nie cierpieć już dłużej i jechać jutro.
Zrobiwszy to postanowienie, przekonany, że nie zasnę, jeśli się położę, począłem pakować moje rzeczy.