W półtorej godziny, znajdowaliśmy się u wdowy Arnould.
Znasz zapewne tę małą oberżę, hotel w ciągu całego tygodnia, cel miejskich wycieczek w niedzielę. Z ogrodu a raczej tarasu, roztacza się wspaniały widok. Z lewej, wodociąg Marly zamyka horyzont, z prawej, wzrok ogarnia mnóstwo pagórków; rzeka prawie w tem miejscu nieruchoma, rozwija się jak biała morowa wstęga między płaszczyzną Gabilons a wyspą Croissy, wiecznie kołysaną szmerom swych wysokich wierzb i topoli.
W głębi, oblane smugą słonecznego światła, wznoszą się białe domki o czerwonych dachach i fabryki które w oddaleniu tracą swój przemysłowy charakter i przez to uzupełniają prześlicznie widok.
W głębi Paryż we mgle sinej.
Jakiem ci powiedział, Prudencya była prawdziwie miłą towarzyszką i stworzyła istotne śniadanie.
Nie przez wdzięczność, jaką mam dla niej, mówię to wszystko, ale Bougival pomimo swego dziwnego imienia[1] jest jedną z najpiękniejszych, jakie znam okolic, Podróżowałem dosyć, widziałem rzeczy daleko większe, lecz nic bardziej uroczego nad tę wioskę, ukrytą wesoło wśród zlekka osłaniających ją wzgórzy.
Pani Arnould zaproponowała nam przejażdżkę w łódce, co Małgorzata i Prudencya przyjęły z radością.
- ↑ Bougival — znaczy w dosłownym przekładzie: „Dolina świec jarzących”. (Przyp. tłum.)