Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

— dodała, rzucając mi się jak szalona na szyję — jesteś szczęśliwym, milioner usłał ci gniazdko.
— A kiedy przeniesiecie się? — spytała Prudencya.
— Jak można najwcześniej.
— Weźmiesz ze sobą powóz i konie?
— Zabiorę cały dom. Będziesz pilnować mego mieszkania w czasie mej nieobecności.
W tydzień, Małgorzata przeniosła się na wieś, a ja zainstalowałem się w Point du Jour.
Wówczas rozpoczęło się życie, którego opisu trudno mi będzie dokonać.
W początkach swego pobytu w Bougival, Małgorzata nie potrafiła w zupełności zerwać ze swemi przyzwyczajeniami a ponieważ dom był otwarty, więc wszyscy znajomi poczęli ją odwiedzać, przez cały miesiąc nie było dnia, w którymby Małgorzata nie miała ośmiu lub dziesięciu osób na obiedzie. Prudencya ze swej strony, sprowadzała wszystkich, których znała i przyjmowała ich tak, jakby była gospodynią tego domu.
Pieniądze księcia płaciły to wszystko, a przecież od czasu do czasu, Prudencya przychodziła do mnie z żądaniem tysiąca franków, niby dla Małgorzaty. Wiesz, że miałem szczęście w grze, dawałem więc chętnie to, czego żądała odemnie Małgorzata za pośrednictwem Prudencyi, a lękając się, by nie zapotrzebowała więcej, niż miałem, pożyczyłem w Paryżu taką samą sumę jak dawniej, a którą oddałem na termin.
Stałem się znowu posiadaczem kilkunastu tysięcy franków, nie licząc w to mej pensyi.