i żebym dopiero nazajutrz odjechał, lecz zostawiłem Małgorzatę słabą, powiedziałem mu to, prosząc go, by mi pozwolił powrócić wcześniej, obiecując mu, że jutro znów przybędę.
Czas był prześliczny, chciał mi towarzyszyć aż do banhofu kolei. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy! Przyszłość wydawała mi się taką, jakiej oddawna pragnąłem.
Kochałem mego ojca wówczas więcej, niż kiedykolwiek.
W chwili, gdym miał odjeżdżać, nalegał jeszcze ostatni raz, bym został; odmówiłem.
— Więc ją bardzo kochasz? — spytał mi się.
— Jak szaleniec.
— Jedź więc — i przycisnął dłoń do czoła, jak gdyby chciał się pozbyć jakiejś myśli, poczem otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś, lecz poprzestał na uściśnięciu mi ręki i pożegnał mnie nagle, wołając:
— Do jutra!