Gdy całe życie moje powróciło do swego normalnego stanu, zdawało mi się, że dzień dzisiejszy musi być koniecznie podobnym do wczorajszego. Były chwile, w których wyobrażałem sobie, że jakaś okoliczność, której sobie nieprzypomniałem, zmusiła mnie przepędzić noc zdala od Małgorzaty, lecz jeśli tylko powrócę do Bougival, zastanę ją niespokojną, jak ja nim byłem i że będzie mi się pytała, co mnie zatrzymało zdala od niej.
Kiedy miłość weszła w treść życia, w zwyczaj, zdawało mi się niepodobieństwem, żeby ten zwyczaj przerwanym został, bez zniszczenia zarazem wszystkich innych źródeł życia.
Zmuszony więc byłem od czasu do czasu odczytywać list Małgorzaty dla przekonania się, że nie marzę.
Ciało moje, upadłe pod ciężarem bólu moralnego, niezdolne było do najmniejszego ruchu. Niespokojność, przejście się nocne, wiadomość poranna, wyczerpały mnie całkowicie. Ojciec mój, korzystając z tego obezwładnienia zupełnego, usiłował wymódz na mnie przyrzeczenie, że z nim pojadę.