któreś ty wówczas zajmował, a na którem wczoraj siedział jakiś wieśniak i śmiał się głośno ze wszystkich błazeństw aktorów. Przywieziono mnie do domu na wpół umarłą, kaszlałam i plułam krwią przez całą noc. Dziś nie mogę już mówić, zaledwie ruszam ręką. Moj Boże, mój Boże, więc mam umrzeć... Spodziewałam się tego... ale tyle cierpienia, tyle cierpienia i jeśli...”
Od tego miejsca kilka słów, jakie Małgorzata usiłowała nakreślić, było całkiem nieczytelnych, dalszy ciąg jest ręką Julii Duprat pisanym.
∗ ∗
∗ |
18 lutego.
„Panie Armandzie!
„Od dnia, w którym Małgorzacie zachciało się iść do teatru, jest z nią gorzej. Straciła całkiem głos, następnie możność ruchu w członkach. Co cierpi nasza biedna przyjaciółka, trudno wyrazić! Nie jestem przywykła do tego rodzaju wzruszeń i w ciągłej jestem obawie.
„Jakżebym chciała, żebyś pan był obok nas! W ciągłej jest gorączce, ale czy w gorączce, czy nie — zawsze na jej ustach jest pańskie imię, jeśli może wymówić choćby jedno słowo.
„Lekarz powiedział mi, że już niedługo pożyję. Od czasu, jak jest gorzej, stary książę już nie był.
„Powiedział doktorowi, że ten widok sprawia mu wielką przykrość.
„Pani Duvernoy nie lepiej postępuje. Kobieta ta