Za Gryfusem postępował pies jego, ażeby mógł rozpoznać więźniów.
— Czy wiesz, mój ojcze — mówi Róża, — że z tej izby uciekł Grotius, sławny Grotius?
— Tak, ten łotr Grotius, przyjaciel zbrodniarza Barneveldta, którego ścięcie widziałem będąc dzieckiem; ah, to on z tej izby umknął: 0h, oh! ręczę, że już nikt z niej nie ucieknie.
I, otwierając drzwi, zaczął mówić do więźnia:
Pies, warcząc, zbliżył się do van Baerla węsząc jego nogi, jakby go chciał zapytać dlaczego nie został stracony, i przecież widział wychodzącego z wiezienia w towarzystwie kata.
Piękna Róża zawołała na psa i ten cofnął się.
— Mój panie — mówi Gryfus podnosząc latarnię — jestem twym nowym dozorcą. — Nie jestem złym, lecz jestem człowiekiem ściśle przestrzegającym przepisów karności.
— Oh! pan jesteś mi znany — mówi więzień wchodząc w okrąg światła od blasku latarni pochodzącego.
— Ach to ty panie van Baerle! tak, to oni... rzecz dziwna zaiste!
— Bardzo jestem z tego zadowolony, a szczególniej, że twoja ręka jest w dobrym stanie, gdyż trzymasz w niej latarnię.
Gryfus zmarszczył brwi.
— Zaiste, mój panie, nie dziwi mine żeś wesół, bo, mówiąc prawdę, statuder wielki błąd popełnił, pozostawiając ciebie przy życiu, ja na jego miejscu nie uczyniłbym tego.
Strona:PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu/100
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XV.
DRZWICZKI