— Gdybyś pan słyszał, jak na niego powstał pan Jakób, gdy się o tem dowiedział.
— Ah! pan Jakób?... on więc jest jego nieodstępnym towarzyszem.
— W istocie, on prawie ciągle u nas przesiaduje.
I uśmiechnęła się tak powabnie, że ślad zazdrości, ukazujący się na obliczu Korneljusza, rozproszył się.
— Opowiedzże mi, jak to było?
— Rzecz tak się miała: Ojciec przy wieczerzy opowiadał mu o tem, co dziś zrana zaszło między wami i chlubił się zniszczeniem cebulki tulipanu.
Korneljusz westchnął.
— Oh! gdybyś pan był widział w tej chwili pana Jakóba! Zdawało się, że postradał zmysły, oczy mu się zaiskrzyły, włosy najeżyły, ściskał pięście, przez chwilę obawiałam się, ażeby nie udusił ojca mego. „Jakto? czyż dobrze słyszałem — mówił — zgniotłeś nasienniki?" „Nie inaczej" — odpowiada ojciec. „To jest nikczemne! podłe! okrutne! popełniłeś zbrodnię" — wołał Jakób. Mój ojciec milczał, osłupiał z zadziwienia. „Czyś oszalał?" — zapytał swego towarzysza.
— Oh! jakiż to zacny człowiek, ten pan Jakób! — mówi Korneljusz — poczciwe serce i dusza wybrańca Bożego.
— Bądź co bądź, pan Jakób obszedł się z moim ojcem jak najgorzej, lżył go, złorzeczył, rozpacz jego dorównywała twojej prawie, powtarzał tylko te słowa: „Zgnieciony na miazgę! nasiennik stracony! oh! mój Boże! mój Boże! na miazgę go zgniotłeś, mówisz?“
Poczem, zwracając się do mnie: „Lecz zapewne miał ich więcej" — zapytuje.
— On ciebie o to zapytał? — mówi Korneljusz, z zajęciem słuchając Róży.
— „Sądzisz więc, że miał ich więcej" — odzywa się mój ojciec — dobrze, to ich poszukamy. „Jakto! chcesz ich szukać, ażeby podeptać?" — zawołał Jakób, chwytając ojca mego za kołnierz, lecz wkrótce go puściwszy znów się do mnie odzywa! „Cóż ten biedny człowiek mówił przecie, gdy ujrzał swoją szkodę?" Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć; przypomniałam sobie, żeś mi ściśle zalecił nie wspominać przed nikim, jaką ważność przywiązujesz do tych nasienników. Szczęściem mój ojciec wyprowadził
Strona:PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu/119
Ta strona została przepisana.