mężczyzna, chuderlawy, ciało jego przedstawiało łodygą kwiatu, a głowa kielich, ręce obłąkowate, wiszące, podobne były do liści tulipanowych, kiwanie się głowy na długiej szyi uzupełniało podobieństwo z tym kwiatem, uginającym się od powiewu wiatru.
Wspomnieliśmy, iż nazywał się van Herysen.
— Cóż mi panna masz do oznajmienia zapytuje — w sprawie czarnego tulipana?
Dla prezesa, tulipa nigra był rarytasem pierwszego rzędu i dlatego przypuszczał, że mógł przyjąć posłannictwo, zgłaszające się w imieniu tego kwiatu.
— Tak panie — odpowiada Róża — chcę o nim mówić.
— Czy jest w dobrym stanie? zapytuje van Herysen z uśmiechem troskliwego uwielbienia.
— Niestety! nie mogę tego powiedzieć panu.
— Jakto? miałożby mu się przytrafić jakie nieszczęście?
— Wielkie nieszczęście panię jeżeli nie jemu, to mnie...
— I cóż przecie?
— Skradziono mi go!
— Skradziono pannie czarny tulipan?
— Tak, panie.
— Czy wiesz kto?
— Domyślam się kto, lecz nie śmiem go oskarżać.
— To, co mówisz łatwo da się sprawdzić.
— Jakim sposobem?
— Zdaje się, że go niedawno skradziono i złodziej może być blisko.
— Skądże ten wniosek?
— Gdyż widziałem tulipan przed dwiema godzinami.
— Widziałeś go pan? — zawołała Róża poskoczywszy do prezesa.
— Tak, jak ciebie teraz widzę.
— Lecz gdzie?
— Zdaje się, że u twego pana.
— U mego pana?
— Tak jest, czy nie służysz u pana?
— Ja?
— Tak, ty.
— Za kogo proszę mnie pan uważasz?
— Lecz ty. moja dziewczyno za kogo mnie uważasz?
Strona:PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu/168
Ta strona została przepisana.