Usta księcia zawarły się, czoło się zmarszczyło, powieki się przymnkęły, zakrywając oczy jego na chwilę.
Po chwili milczenia zapytuje.
— Lecz na cóż przyda ci się kochać człowieka, który jest skazany na wieczne więzienie?
— Postanowiłam los jego dzielić M. Książę — żyć z nim i umierać w więzieniu.
— I chciałabyś być żoną więźnia?
— Byłabym najszczęśliwszą i najdumniejszą z niewiast, gdybym nosiła nazwisko van Baerla, lecz...
— Lecz co?
— Nie śmiem tego wyrazić W. K. Mości.
— W twoim głosie przebija się nadzieja... czegóż się spodziewasz?
Wzniosła swe piękne oczy na Wilhelma, oczy niewymownej przenikliwości i pełne powabu, które zdawały się wzywać miłosierdzia, uśpionego w posępnem sercu, snem podobnym do śmierci.
— Ah! pojmuję ciebie.
Róża uśmiechnąwszy się złożyła ręce.
— Masz więc we mnie nadzieję? — zapytuje książę.
— Tak M. Książę.
— Hum!
Książę zapieczętował list, który pisał i zawołał jednego ze swych oficerów.
— Panie van Deken — jedź z tym do Löwenstein, przeczytasz wraz z gubernatorem to pismo i wykonasz moje rozkazy ciebie dotyczące.
Oficer skłoniwszy się wyszedł i wkrótce słychać było tentent galopującego konia.
— Moja córko — mówi książę, — w niedzielę przypada uroczystość tulipanu, a ta niedziela jest po jutrze. Oto pięćset guldenów na twój ubiór, gdyż życzeniem mojem jest, ażeby ten dzień był i dla ciebie uroczystością.
— Jakże W. K. Mość życzy sobie, ażebym była ubraną? zapytuje nieśmiało Róża.
— Spraw sobie ubiór weselny używany w Fryzji, będzie ci w nim do twarzy.
Strona:PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu/203
Ta strona została przepisana.