— Jednakże… mówi oficer… uważ W. K. Mość.
W tej chwili kilka innych postaci ukazało się przez okna, wściekli, zgrzytający zębami, wołali.
— Uciekł, uciekł… ocalili go!…
Pospólstwo uliczne powtarzało ze złorzeczeniami:
— Uciekł, uciekł… a więc gońmy go… ścigajmy!
— Zdaje się niewątpliwem, że p. Korneljusz de Witt ratował się ucieczką — mówi oficer.
— Tak, z więzienia być może — odpowiada młodzieniec — lecz nie z miasta, przekonasz się van-Dekenie, że biedny człowiek zawiedziony zostanie, mniemając, że brama przez, którą miał wyjechać będzie otwartą.
— Czy wydany został rozkaz zamykania bram?
— Nie wiem o tem, któżby go wydał?
— A więc skąd ten wniosek?…
— Fatalizm — odpowiada obojętnie młodzieniec — częstokroć ściga wielkich ludzi, którzy padają pod jego ciosami.
Oficer uczuł zimny dreszcz przebiegający w jego żyłach gdyż przekonał się, że Korneljusz nie uniknie śmierci.
W tejże chwili wycia pospólstwa piorunowały w powietrzu, dowiedziano się, że Korneljusz uszedł z więzienia.
W samej rzeczy, Jan i Korneljusz okrążywszy główny kanał dążyli ulicą prowadzącą do Tol-Hek, zalecając woźnicy, ażeby wolniej jechał dla oddalenia podejrzeń nastręczyć mogących się z powodu pośpiechu.
Woźnica był posłuszny temu zleceniu dopóki nie ujrzał bramy miejskiej, lecz wtedy pragnąc jaknajrychlej opuścić miejsce więzienia i śmierci, mając przed sobą życie i wolność, zaniechał wszelkiej ostrożności i puścił się galopem.
Wtem nagle wstrzymał konie.
— Cóż się stało? zapytuje Jan przez drzwiczki.
— Oh! moi panowie — zawołał woźnica… oto…
Przerażenie tłumiło głos poczciwego człowieka.
— Kończże — mówi Wielki Pensjonarz.
— Oto brama jest zamknięta…
— Jak to być może?… przecież nigdy w dzień bram nie zamykają.
— Spójrz pan.
Jan de Witt wychyliwszy się z pojazdu przekonał się o rzeczywistości.
Strona:PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu/38
Ta strona została skorygowana.