Ta strona została skorygowana.
za nim w tejże odległości, jak przed powyższą rozmową, jechał van Deken.
— Ah! — mówi do siebie Wilhelm, marszcząc brwi, ścisnąwszy usta i spinając konia ostrogami — jakżebym pragnął widzieć postać Ludwika zwanego Słońcem, gdy się dowie o losie, jaki spotkał jego przyjaciół pp. Wittów.
— Oh! słońce! słońce! mnie nazywają Wilhelmem milczącym, lękaj się, ażebym nie przyćmił twoich promieni.