— To dobrze, dobrze — mój Kracke — mówi Korneljusz wyciągając rękę pod stołem dla pochwycenia cebulki.
Poczem przypatrując się jej mówi:
— Otóż jedna nieuszkodzona. Ten czart Kracke! wchodzić tak niespodzianie do mojej szuszarni, lecz gdzież druga?
I trzymając w ręku znalezioną, van Baerle zaczołgał się klęczący do kominka, gdzie końcem palcy zaczął macać popiół, który na szczęście był zimny.
Po chwili zawoła:
— Otóż i druga nieuszkodzona!
Jednocześnie, gdy Korneljusz klęcząc jeszcze przypatrywał się cebulce, drzwi suszarni otworzyły się tak gwałtownie, że Korneljusz uczuł w policzkach i uszach płomień złego daradcy zwanego gniewem.
— Cóż to znowu? — zapytuje — czy poszaleli?
— Panie, panie! — zawołał służący wpadając do suszarni blady i bardziej wzruszony od Krackego.
— I cóż? — zapytuje Korneljusz przewidując nieszczęście, z powodu podwójnego pogwałcenia zaprowadzonego porządku.
— Ah panie! uciekaj coprędzej.
— Ja ma uciekać, z powodu?
— Dom jest otoczony przez straż miejską.
— Czegóż chcą?
— Szukają pana.
— Poco?
— Ażeby go uwięzić.
— Mnie?
— Tak: z nimi przybył także urzędnik.
— Co to ma znaczyć? — mówi van Baerle ściskając w ręku nasienniki.
— Już nadchodzą...
— Oh moje dziecię! — woła mamka wpadając. Zabiera złoto, kosztowności i uciekaj.
— Lecz którędy mam uciekać?
— Wyskocz oknem.
— Jest tak wysoko... dwadzieścia pięć stóp.
— Spadniesz na pulchną ziemię na sześć stóp.
Korneljusz wziąwszy ze stołu trzeci nasiennik, zbliżył się do okna, otworzył je, lecz na widok zniszczenia jaki?
Strona:PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu/63
Ta strona została przepisana.