sza opartego o poręcz i patrzącego nadół, nakoniec świeżą twarzyczkę Róży, zarumienioną być może z przyczyny, iż więzień korzystając ze swego stanowiska, napawał się widokiem jej pięknych i okrągłych obnażonych ramion.
W głębi zaś, zupełnie w cieniu iskrzyły się ślepie brytana szczekającego, łańcuchem połyskującym z przyczyny podwójnego odbicia świateł, z kagańca Gryfusa i lampy Róży.
Lecz czegoby nie mógł oddać w swym obrazie sławny mistrz, to wyrazu boleści, który ukazał się na twarzy Róży, widząc powolnie wstępującego młodzieńca na schody, jak gdyby słyszała złowróżbne wyrazy ojca swego, wyrzeczone do niego na wstępie:
„Mamy tu właśnie izbę rodzinną".
Ten widok wkrótce się zmienił. Gryfus odprowadził więźnia i wskazawszy mu łoże, na którym tyle wycierpiał ten, który oddał ducha Bogu, wziął kaganiec i wyszedł.
Korneljusz rzucił się na łoże, lecz nie spal mając wzrok zwrócony na wąskie okienko okratowane, wychodzące na Buitenhof i tym sposobem dostrzegł wkrótce bielące się światło dzienne; wtedy powstał i zbliżył się do okna.
Na końcu placu, czarniawa masa otoczona niebieskawą mgłą ranną, wznosiła się odznaczając swój nieforemny profil, na bladych ścianach domów.
Korneljusz rozpoznał szubienicę.
Na niej zawieszone były niekształtne szkielety krwią zbroczone.
Pospólstwo haskie napastwiwszy się nad ciałami ofiar, odniosło je na szubienicę i ozdobiło ją potwornej wielkości tablicą, z napisami nabazgranymi pędzlem.
Korneljusz mając wzrok dobry wyczytał co następuje:
„Tutaj wiszą: wielki zbrodniarz Jan de Witt i mały łotr Korneljusz, brat jego, dwaj nieprzyjaciele ludu, lecz wielcy przyjaciele króla Francji".
Korneljusz wydał okrzyk zgrozy i w przystępie rozdzierającej boleści, uderzył kilkakrotnie rękami i nogami we drzwi tak silnie i pospiesznie, że na ten hałas nadbiegł rozgniewany Gryfus z pękiem kluczy w ręku.
Otworzył drzwi z okropnemi złorzeczeniami zawoławszy:
— Czy on oszalał! czy ci Wittowie są od czarta opętani.
Strona:PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu/73
Ta strona została przepisana.