Strona:PL Aleksander Dumas - Czarny tulipan.djvu/77

Ta strona została przepisana.

— Tak — odpowiada Korneljusz spoglądając na przyniesione przedmioty — tak, teraz przysuń panna ten stół gdy ja będę przytrzymywał rękę ojca.
Róża przysunęła stół. Korneljusz umieścił na nim złamaną rękę na płask i z rzadką zręcznością skupił zdruzgotane kości, obłożył rękę klepkami i obwinął ją bandażami.
Przy końcu tej czynności, dozorca zemdlał.
— Idź panna po ocet — mówi Korneljusz, natrzemy mu skronie i wróci do przytomności.
Lecz zamiast dopełnić danego zlecenia, Róża, upewniwszy się, że ojciec rzeczywiście zemdlał, zbliża sic do Korneljusza i mówi:
— Mój panie, przysługa za przysługę.
— Cóż to ma znaczyć piękne dziecię?
— To znaczy, iż sędzia, który ma badać pana jutro, przyszedł dziś rano zapytać w jakiej izbie jesteś pan osadzony, gdy odpowiedziano mu, że w tej samej co Korneljusz de Witt, roześmiał się tak złowrogo, iż należy się słusznie lękać o los pana.
— Lecz... cóż mnie spotkać może?
— Spójrz pan na szubienicę.
— Lecz jestem niewinny.
— Czyż oni byli winnymi, ci którzy wiszą?
— Masz rację — mówi Korneljusz.
— Przytem, czyś winny lub nie, to tylko wiem, że twoja sprawa jutro się rozpocznie, pojutrze zapadnie wyrok. Oh! bo w tych czasach wszystko spiesznie idzie.
— A więc jakiż wniosek z tego, moja panno?
— Mówię tak, jestem samą, słabą kobietą, mój ojciec bez przytomności, pies na łańcuchu, słowem nic nie przeszkadza panu do ucieczki. — Uciekaj.
— Co mówisz?
— Mówię, że ponieważ nie mogłam ocalić ani p. Korneljusza, ani jego brata, pragnęłabym ocalić pana. Tylko spiesz się: oddech powraca już mojemu ojcu, za minutę może otworzy oczy, a wtedy będzie zapóźno. Jakto? wahasz się!
W istocie Korneljusz stał niewzruszony spoglądając na Różę, lecz zdawało się, że jej nie słyszy.
— Czy mnie pan nie rozumiesz? — zapytuje zniecierpliwiona dziewicą.