ZARĘCZYNY.
Nazajutrz dzień był wyjątkowo piękny. Olśniewające słońce południowe rzucało jasne swe blaski i na spienione grzbiety fal i na okoliczne zieleniejące wzgórza.
Zaręczynowa uczta była przygotowana na pierwszem piętrze, tej samej restauracji, gdzieśmy już z czytelnikami spędzili chwil kilka w altanie. Wielka, piękna sala posiadała pięć czy sześć okien, a na każdem z nich wyryta była nazwa jednego z wielkich miast Francji; drewniana balustrada okalała cały budynek.
Od jedenastej zrana sala ta wypełniać się zaczęła mnóstwem niecierpliwych, aczkolwiek uczta na południową dopiero była zapowiedziana godzinę.
Wszyscy żeglarze i majtkowie Faraona, a także kilku żołnierzy, przyjaciół Dantesa, wystąpili w paradnych świątecznych strojach, na dowód czci i szacunku dla narzeczonych.
Cicha wieść głosiła, że sami nawet właściciele Faraona uczczą obecnością swoją zrękowiny porucznika okrętu. Uważano to jednak za tak wielki zaszczyt, iż niewielu pogłosce tej dawało wiarę. Wszelako Danglars, przybyły z Caderoussem dał zapewnienie, że p. Morrel przybędzie napewno.
Jakoż w kilka godzin po nich p. Morrel przybył istotnie, powitany głośnem i jednomyślnem „hurrah“ przez majtków Faraona. Obecność właściciela statku stwierdziła również pogłoskę, głoszącą, iż Dantes zostanie kapitanem. Gdy tylko p. Mor-