rel się ukazał, Danglars i Caderousse pospieszyli natychmiast do narzeczonego, aby mu donieść o przybyciu tak znakomitej osoby, sam widok której sprawiał na obecnych nadzwyczajne wrażenie.
Ale zaledwie wspomniani zdołali przebyć kilkaset kroków, gdy mały orszak weselny ukazał się na drodze. Składał się on z czterech młodych panien, przyjaciółek Mercedes, które towarzyszyły narzeczonej, prowadzonej pod rękę przez narzeczonego. Obok Mercedes szedł ojcice Dantesa, za nimi zaś kroczył Fernand, ze złym uśmiechem na ustach. Ani Mercedes, ani Edmund nie widzieli tego uśmiechu. Biedne dzieci! w szczęściu swem świata poza sobą nie widziały.
Danglars i Caderousse zawiadomili Dantesa o przybyciu właściciela statku, a po silnem i niby przyjacielskiem uściśnięciu dłoni Dantesa, zajęli miejsca najbliższe w weselnym orszaku: Danglars przy Fernandzie, zaś Caderousse obok starego Dantesa.
Uwagę licznych widzów zwracał ubiór starego Dantesa. Starzec miał na sobie suknię z kitaju[1] angielskiegio, spinaną haftkami z szerokiemi stalowemi guzikami w kwadrat rzniętymi. Nogi chude, ale muskularne oblekały przepyszne bawełniane pończochy w drobne centki barwne, na milę kontrabandą angielską trącące. Z trójgraniastego kapelusza spadał węzeł wstążek białych i niebieskich. W ręku miał laskę z drzewa kręconego, o rączce w górę zagiętej. Słowem stary wyglądał jak jakiś fanfaronik z 1796 roku, na przechadzce w świeżo otwartym ogrodzie Luksemburskim, albo Tuilleries.
Obok niego, jakeśmy już wspominali, kroczył Caderousse, który, ciesząc się nadzieją dobrego wypitku, nie pamiętał już, by się kiedykolwiek boczył na Dantesa. W pamięci jego pozostało wprawdzie jakieś głuche wspomnienie tego, co się poprzedniego dnia działo, lecz się już rozpływało w jakąś daleką mgłę.
Danglars, zbliżając się do Fernanda, rzucił nań wzrokiem, jak na wzgardzonego kochanka.
Zaś Fernand to bladł, to się znów czerwienił i tak naprze-
- ↑ jedwab; w org. silk