Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.

ona — najlepsza to, jak widzę, rada. Obejmuj więc natychmiast dowództwo i na początek dopilnuj wyładowania.
— Dopilnuję z pewnością. Czy nie możnaby jednak zobaczyć się przynajmniej z tym biednym Edmundem?
— Na razie trudno będzie. Postaram się zobaczyć z panem Villefortem. Wiem, że jest zagorzałym rojalistą... Ale cóż u djabła!... I rojaliści są ludźmi, a pana Villeforta mam nawet za człowieka bardzo uczciwego.
— Być może — rzekł Danglars — mówią jednak o nim, że jest bardzo dumny, a znaczy to niemal to samo, co zły.
— Zobaczymy — rzekł Morrel z westchnieniem. — Idź na statek, ja tam niezadługo również przybędę.
— Widzisz — rzekł Danglars do Caderoussa, gdy pan Morrel się oddalił — jaki obrót rzeczy biorą. Masz jeszcze ochotę ujmować się za Dantesem?
— Już nie, niestety. Okropna to rzecz jednakże, by pusty żart miał tak straszne następstwa.
— A któż to zrobił, do pioruna?! Ani ja, ani ty, ani Fernand. Wiesz dobrze, że ja papier w kąt rzuciłem, a nawet, o ile mnie się zdaje, podarłem go na mak.
— O nie! Ręczę za to.
— A więc w takim razie, być może, iż go podniósł Fernand. Ale w takim razie on byłby winien wszystkiemu, lecz nie ty, ani ja tembardziej. I nam w każdym razie, nic się stać za to nie może. Trzeba tylko milczeć, słowa, o tem co się stało, nie pisnąć nikomu. I burza przejdzie bez piorunów.
— Słowa nie powiem, lecz teraz żegnam cię. — I Caderousse odszedł z głową zwieszoną w stronę Meillan.
Gdy się oddalił, Danglars zatarł ręce, mówiąc do siebie.
— Wszystko idzie jak najlepiej. Jak się tego spodziewałem, jestem już zastępcą kapitana, a jeżeli ten głupiec Caderousse milczeć będzie istotnie, to zostanę faktycznie kapitanem. Jedno tylko grozi mi niebezpieczeństwo, że sąd może uwolnić Dantesa. Ale sąd jest sądem, więc można śmiało liczyć na niego.
Gdy doszedł do brzegu, skoczył do łodzi i rozkazał wieźć się do Faraona.