Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie więzień? — zapytał głos jakiś.
— Tu — odpowiedzieli chórem żandarmi.
— Niech idzie za mną, poprowadzę go do jego celi.
— Idzie! — krzyknęli żandarmi.
Dantes poszedł w mrok za swym przewodnikiem. Weszli do jakiejś podziemnej jamy o wilgotnych ścianach, po których spływały jakby łzy. W celi Dantesa palił się nikły kaganek.
— Oto twój apartament na tę noc — powiedział dozorca — komendant już się położył, jutro zatem dopiero, gdy się obudzi i przejrzy rozkazy, może ci wyznaczy inne pomieszczenie. Tymczasem masz tu chleb i wodę w tym oto dzbanku, słomę w kącie, słowem masz wszystko, czego więzień pragnąć może. Dobranoc!
I zanim Dantes obejrzał się, by zobaczyć, gdzie jest ów chleb, woda i słoma, — dozorca wziął lampkę, zamknął drzwi i pozostawił więźnia w głębokich ciemnościach.
I tak minęła noc. Noc bezsenna. Z pierwszemi promieniami dnia dozorca znów wszedł do ciemnicy i zakomunikował więźniowi, że z rozkazu komendanta więzień pozostawać ma w tej samej celi, którą zajmuje. Dantes od chwili zamknięcia drzwi przez dozorcę poprzedniego dnia wieczorem, siedział nieruchomo na jednem i tem samem miejscu, jakby go doń przykuła jakaś żelazna ręka. Oko jego stało się zamglone, a skóra na ciele jakby obwisła. Wejście dozorcy nie rozbudziło go z tego omdlenia.
Widząc to, dozorca podszedł do więźnia, ale Dantes go nie widział, nie słyszał... Uderzył go wtedy po ramieniu, Dantes drgnął silnie i jeszcze niżej opuścił głowę.
— Co to, nie spałeś wcale? — zapytał dozorca.
— Nie wiem.
Dozorca spojrzał nań zdziwiony.
— No, a jeść ci się nie chce?
— Nie wiem, lecz chciałbym zobaczyć się z komendantem.
Dozorca wzruszył ramionami i wyszedł z celi, zamykając drzwi starannie.