Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

Dantes leniwie powiódł za nim oczami i wyciągnął ręce ku zamykającym się drzwiom. Wybuchnął gwałtownem łkaniem. Łzy spływały mu dwoma strumieniami, zwiesił głowę i modlić się zaczął gorąco, myślą przebiegał całe swe życie, badał się, robił rachunek sumienia, by sobie uświadomić, za jaki grzech, występek, spotkała go ta okropna kara? I na takich rozmyślaniach minął mu dzień; nie tknął chleba, zwilżając jedynie wodą spalone gorączką usta.
W tej niedoli i męce dręczyła go nieodparcie przytem jedna myśl. Że się tak spokojnie, jak owca na rzeź idąca, prowadzić pozwolił. Że nie skoczył do morza, jak to dziesięć razy mógł uczynić... Mógł, mógł... A gdyby raz już znalazł się w wodzie — dałby sobie radę. On, pływak i nurek zawołany, pierwszy w całej Marsylji! Uszedłby napewno z rąk straży, dotarł do brzegu, przeczekał czas poszukiwań w jakiejś pieczarze nieznanej, potem wsiadłby na pierwszy lepszy statek korsarski i uciekł na nim do Włoch, lub Hiszpanji; stamtąd napisałby do ojca, do Mercedes i mogliby żyć szczęśliwie... Mogli, mogli!... Taki marynarz, jak on, wszędzieby był dobrze widziany. Pracę znalazłby łatwo! Mówił przecież po włosku jak toskańczyk, po hiszpańsku — jak dziecko starej Kastylji. Byłby żył w zupełnem szczęściu, tęskniąc tylko trochę za ojczyzną. A teraz co? Jest więźniem, na zamku If, najokropniejszem z więzień, do którego gdy kto wejdzie, — wszelką winien stracić nadzieję. I jest bez żadnej wieści o ojcu i o Mercedes i nie będzie wiedział o nich już nic nigdy! Źle, źle zrobił, że zaufał słowom pana de Villeforta! To go zgubiło ostatecznie.
I czuł że go ogarnia szaleństwo!
Rzucił się na słomę i tarzać się zaczął z wściekłością.
Wszedł znów dozorca, co mu dało świadomość, że minął dzień.
— No i jakże — zapytał wesoło — uspokoiłeś się już?
Dantes nie odpowiedział ani słowa.
— No, no!... — rzekł tknięty nagle litością dozorca — nie