Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

był człowiekiem wyższych zdolności, a jeżeli nie posiadał doświadczenia, to rozporządzał zmysłem, od rozumu cenniejszym, mianowicie sprytem.
Pan Morrel przeto oczekiwać musiał zupełnie tak samo, jakby czekać mu przyszło za czasów restauracji.
Właściciel Faraona spodziewał się zastać Villeforta przygnębionego złym dla niego stanem rzeczy, ujrzał go wszelako najzupełniej takim samym, jak to było przed sześcioma tygodniami, to znaczy, iż był zimny, wyniosły, niedostępny, pełen mrożącej grzeczności, tej grzeczności, która jest najtrudniejsza do przełamania, która zawsze oddzielić potrafi człowieka gminu od przedstawiciela wyższych „dziesięciu tysięcy“.
Morrel był przekonany, że gdy wejdzie do gabinetu Villeforta, to ten się zmiesza na jego widok, gdy tymczasem to on sam zadrżał z pomieszania na widok tego urzędnika w każdym calu, który go przyjął siedząc w swym fotelu, z łokciem na biurku opartym i brodą na ręku.
Na ten widok pan Morrel zatrzymał się w drzwiach.
De Villefort zmierzył go wzrokiem, jakby go sobie nie mógł przypomnieć odrazu i dopiero po dłuższej chwili milczenia, gdy kupiec parokrotnie obrócił kapelusz w ręku...
— Czy nie pan Morrel?... — zapytał.
— Tak, panie.
— Proszę bliżej — rzekł Villefort wtedy, nadając sobie cechy najwyższego dygnitarza — jakiej szczęśliwej okoliczności zawdzięczać mam zaszczyt oglądania pana u siebie?
— Pan się tego nie domyśla?
— Nie, panie. Nie przeszkadza to jednak bynajmniej, bym nie pragnął oddać usługi panu z całą gotowością.
— Przychodzę w interesie, który całkowicie od pana zależy.
— W jakim mianowicie?
— Panie — rozpoczął kupiec, odzyskując stopniowo pewność siebie i silny wiarą, że broni sprawy czystej i sprawiedliwej. — Przypominasz pan sobie zapewne, że na parę dni przed otrzymaniem wiadomości o wylądowaniu Jego Cesarskiej Mości, przychodziłem do niego z prośbą o względy dla nieszczęśliwego