Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

młodzieńca, marynarza, porucznika mego statku. Był on, o ile pan przypominasz sobie może, obwiniony o stosunki z wyspą Elbą; stosunki te, o ile w owym czasie były występkiem, o tyle dziś mogą, muszą być za czynnik dodatni uważane. Służyłeś pan wtedy Ludwikowi XVIII-mu i nie oszczędzałeś wtedy, pełniąc obowiązek swój, winowajcy, lecz w obecnej chwili, gdy służysz Napoleonowi, jest twoim obowiązkiem tego ostatniego właśnie wspierać, a co zatem idzie — i jego zwolenników. Z tego względu przychodzę się zapytać, co się dzieje z tym nieszczęśliwym i jak stoi jego sprawa?
De Villefort użył wszystkich sił swoich, ażeby zachować niezmienioną postawę.
— Jak się ten człowiek nazywa?
— Edmund Dantes.
Nawet gdy usłyszał nazwisko to, de Villefort zachował na twarzy swą zimną maskę. Nie zmarszczył nawet brwi.
— Dantes? — powtórzył — Edmund Dantes, powiedziałeś pan?...
— Tak.
De Villefort dobył jakąś wielką listę z bocznej szuflady, położył ją na stole, i, zwracając się do kupca, rzekł:
— Czy jesteś pan pewien, że się nie mylisz?
Gdyby Morrel był w rzeczach takich bardziej doświadczony i gdyby był bardziej przezorny, zdziwiłby się z pewnością, dlaczego podprokurator królewski raczy mu odpowiadać w sprawach nie dotyczących jego urzędowania, dlaczego nie odsyła go do komendantów wiezień. Ale Morrel szukał śladów lęku i obawy w twarzy Villeforta, więc go tembardziej w osłupienie wprowadziła jego uprzejmość i wyszukana grzeczność. Villefort obliczył dobrze
— Oh nie, panie, nie mylę się bynajmniej, znam tego młodzieńca od lat dziesięciu, a od czterech pozostaje on w służbie na moim statku. Przychodziłem już przed sześcioma tygodniami prosić pana o łaskę dla niego; przyjąłeś mnie dosyć niegrzecznie i odpowiedziałeś, jakbyś był nierad mej prośbie.