tajemnicy swej nie wyjawię? Wtedy cały skarb dla ludzkości przepadnie. Czyż więc nie lepiejby było, ażebym i ja i rząd mógł z niego skorzystać? Dam sześć miljardów, jeżeli mnie uwolnią.
— Na honor — rzekł inspektor półgłosem — gdybym nie wiedział, że mam do czynienia z warjatem, tobym uwierzył, że prawdę mówi, taka w głosie jego przebija szczerość.
— Ja nie jestem, mój panie, warjatem! Mówię świętą prawdę — odparł Faria, dosłyszawszy rozmowę komendanta z inspektorem. — Skarb, o którym mówię, istnieje rzeczywiście. Zawrę z wami, jeżeli zechcecie, umowę. Zaprowadzę was do miejsca, gdzie skarb jest ukryty i kopać zacznę w waszej przytomności. Jeżeli okaże się, żem skłamał, jeżeli nic nie znajdę, jeżeli jestem warjatem, jak powiadacie — odprowadzicie mnie do więzienia z powrotem i zamkniecie na wieki.
Komendant zaczął się śmiać głośno.
— A daleko ten twój skarb się znajduje?
— Ze sto mil stąd będzie zapewne.
— No, to wcale nieźle jest pomyślane — zauważył komendant — gdyby tak wszyscy więźniowie zapragnęli odbywać stu milowe podróże ze swoimi stróżami i gdyby władze był natyle szalone, ażeby się zgadzać na podobne wycieczki, byłaby to wyborna sposobność do ucieczki przy lada okazji — a w czasie tak długiej drogi niepodobna, aby się nie zdarzyła jakaś okazja.
— Panie, przysięgnij mi na święte Chrystusa imię, że mnie uwolnisz, a powiem ci wszystko i wskażę miejsce, gdzie skarb jest zakopany.
— Czy dostajesz dobre pożywienie — zapytał ponownie inspektor, dając tem do zrozumienia, że nie myśli dłużej o skarbie rozmawiać.
— Panie, wszakże ty nic nie ryzykujesz, ja bynajmniej nie szukam sposobności ucieczki, ja siedzieć będę przecież w więzieniu, wy jedynie udacie się w drogę!
— Nie odpowiadasz na moje zapytania — rzekł surowo inspektor.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.